Kiedy poznałem Agnieszkę Trzeszczak, wiedziałem od razu, że to osoba z wielką duszą artysty, której spojrzenie mówi tylko jedno – PASJA… Muzyka to dla niej cały świat, bez którego nie mogłaby funkcjonować, oddychać, bo jest dla niej jak tlen, który dostarcza pozytywnej energii, którą otwarcie i z przyjemnością dzieli się z innymi. Jest inspiracją dla wielu perkusistów, nie tylko jako perkusistka, ale przede wszystkim jako człowiek, bo jej energia emanuje z ogromną siłą i przyciąga coraz więcej pasjonatów perkusji do jej fantastycznej szkoły DrumAcademy.pl
Każdy cel, który sobie założy, osiąga z powodzeniem, bo nie ma dla niej żadnych granic w zdobywaniu marzeń. Nie czeka aż szczęście zapuka do niej samo, tylko ona sama wyciąga ręce po szczęście, które należy do niej i tyle w temacie. Nie zastanawia się zbyt długo; kiedy dostaje propozycje wyjazdu do Californii, żeby uczestniczyć w największych warsztatach perkusyjnych Thomasa Langa Big Drum Bonanza, tylko pakuje się i wyjeżdża na drugi dzień, żeby zdobyć doświadczenie od najlepszych edukatorów na świecie. Po prostu nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
I jedną z tych wielkich, niesamowitych rzeczy, które osiągnęła niedawno, był Warsaw Drum Festival, który odbył się 4-6 września bieżącego roku. Wielu ludzi nie wierzyło w jej marzenia, ale ona się nie poddała i z pomocą najlepszych przyjaciół osiągnęła swój cel. Na festiwalu można było grać z najlepszymi, jak Matt Garstka, Gergo Borlali, Paweł ‘Pavulon’ Jaroszewicz, Maciej Gołyźniak i wielu innych wspaniałych perkusistów. Jedni spełnili swoje marzenia, inni znów szukali dziury w całym i narzekali na frekwencję czy ogólną organizację festiwalu, ale uważam, że jak na pierwszą edycje, było dobrze. Pierwsza edycja, zawsze budzi niepewność, ale dajmy sobie czas i poczekajmy na kolejne i wtedy będziemy mogli ocenić rangę festiwalu.
Osobiście mogłem być tylko 4 września w piątek. Wszystko dla mnie działo się szybko, wystawy perkusji, akustycznych i elektronicznych, warsztaty itp. Miałem zaszczyt być na warsztatach z Gergo Borlai, który jest świetnym perkusistą i bardzo miłym człowiekiem. Dwugodzinne warsztaty sprawiły mi wielką radość, dodały motywacji i otworzyły oczy na kolejne ćwiczenia. Ale nie mnie opowiadać o tym festiwalu, ponieważ byłem tam zbyt krótko i dlatego postanowiłem opublikować artykuł oczami uczestników i organizatorów. Myślę, że nie będzie obiektywnie, ale bardzo pozytywnie ;-)…
WDF oczami Agnieszki 'Aggie’ Trzeszczak ;-)…
Myślę, że udało się osiągnąć cel i pokazać, że środowisko perkusyjne w Polsce ma się bardzo dobrze. Mamy świetnych perkusistów: i tych młodych, i tych doświadczonych, i cieszę się, że podczas WarsawDrumFestival mogliśmy ich w końcu pokazać. Chcemy, żeby to miejsce jednoczyło nas perkusistów i pokazywało naszą siłę. W tym roku przecieraliśmy szlaki, ale efekty pokazały, że jesteśmy na dobrej drodze.
Dla mnie bardzo ważny był sam konkurs. Udało się zebrać wspaniałe grono jury: perkusistów ze świata (Thomas Lang, Matt Garstka, JP Bouvet..) i z Polski, przedstawicieli firm, sklepów, dziennikarzy, ludzi z wytwórni płytowych – w sumie ponad 30 osób. Zgłosili się świetni uczestnicy: i Ci młodsi, i Ci z doświadczeniem. Jurorzy ocenili poziom StargateDrumContest jako najwyższy w naszym kraju. Cieszę się, że udało nam się tych młodych zdolnych ludzi zmotywować do działania i do udziału. Oni są naszą przyszłością i naszym obowiązkiem jest umożliwienie tym ludziom warunków do pokazania siebie i zaistnienia na rynku. Mam nadzieję, że WarsawDrumFestival będzie otwierał drzwi i dodawał skrzydeł. W tym roku na festiwalu gościliśmy: Andrasa Pirisi, szefa firmy Roland i Buraka Ersaza z Istanbul Agop. Patrzyli uważnie na naszych finalistów konkursu i być może już wkrótce wybiorą z nich osoby, z którymi będą chcieli współpracować.
Cieszę się, że festiwal pokazał, iż w Polsce może być zdrowa konkurencja. Byłam dumna, jak uczestnicy konkursu pisali sobie komentarze „świetna robota stary” i dawali lajki sobie na wzajem.
Fajnie było też patrzeć jak na festiwalu zawodowi bębniarze rozmawiają o blachach i doradzają sobie. Na pewnym etapie już wiadomo, że perkusja i muzyka to nie wyścig między jednym perkusistą a drugim, to emocje, sztuka i piękna walka z samym sobą i swoimi słabościami. My bębniarze musimy się trzymać razem i wzajemnie wspierać, bo tylko gdy nasza społeczność będzie silna, wszyscy na tym zyskamy.
To my tworzymy to środowisko i to my budujemy standardy. Od tego, jak myślimy, zależy to, jak naprawdę jest. Jeśli ktoś patrzy i tylko krytykuje, wszędzie widzi zło, zawiść i konkurencję, to pewnie tak będzie wyglądał jego świat. Zawsze powtarzam, że każdą zmianę świata trzeba najpierw zacząć od siebie. Łatwiej jest oceniać innych, narzekać i krytykować niż coś samemu zrobić i być dla innych dobrym przykładem.
Celem festiwalu było zainspirować rytmem i szerzyć kulturę rytmu. To my, perkusiści, powinniśmy pokazać tą kulturę.
Dla mnie widok każdej grupy, która przybijała sobie piątki, rozmawiała, wymieniała się doświadczeniem był wzruszający.
Fajnie patrzeć, że tworzymy miejsce, które łączy ludzi. Dzięki takim spotkaniom i rozmowom otwiera się umysł i zmienia się perspektywa myślenia.
Ile poświęcenia włożyłaś w przygotowania i jakie masz plany na przyszłość?
Jeśli chcesz stworzyć coś nowego, musisz się poświęcić bez reszty i znaleźć ludzi, którzy pójdą za Tobą i też uwierzą, że to, co tworzycie, jest ważne i może zmienić życie jakiejś osobie.
Same przygotowania trwały 9 miesięcy. Razem z Kasią, z którą tworzymy fundację Groove of Life, planowałyśmy i ustalałyśmy szczegóły już na początku roku. Od tego czasu dochodziły do naszego zespołu kolejne osoby. Podziwiam je, bo ja rozumiem siebie, jestem perkusistką, mam fizia na punkcie bębnów, ale Kasia czy inne osoby z ekipy, które nie są perkusistami i na początku nie wiedziały, co to jest DW czy kto to jest Matt Garstka, włączały się, bo uwierzyły, że robimy coś dobrego dla całego środowiska muzycznego. Wielki szacunek dla nich.
Na samym festiwalu mieliśmy dodatkowe wsparcie wolontariuszy. Razem z nami pracowali przez 3 dni od 8 rano do 2 w nocy, żeby stworzyć naszym gościom i uczestnikom najlepsze warunki.
Największy prezent, jaki od nich dostałam to to, że po tej ciężkiej pracy oni dziękowali i czuli się dumni, iż mogą tworzyć taki festiwal z nami.
Ja nie mogłam ukryć wzruszenia i właściwie cały niedzielny wieczór miałam łzy w oczach, bo podchodzili do mnie perkusiści i dziękowali, bo podchodzili wokaliści i gitarzyści – gratulowali i żałowali, że u nich tak nie ma. Płakałam ze szczęścia, bo patrzyłam na ogrom pracy, jaki włożyła nasza ekipa i czułam się za to odpowiedzialna, a jednocześnie bardzo wdzięczna za ich oddanie i bezinteresowność. To wzruszające, że w dzisiejszych czasach są jeszcze tacy ludzie.
Plany to kontynuacja tej idei inspirowania rytmem i pozytywną energią. Mam nadzieję, że druga edycja WarsawDrumFestival za rok pozwoli nam jeszcze bardziej pokazać jedność i siłę polskiej perkusji.
Adam Tkaczyk o WDF ;-)…
O Drum Warsaw Festival dowiedziałem się od Krystiana Czarneckiego, który spytał czy nie chcielibyśmy razem z Bartkiem Pawlusem poprowadzić warsztatów. Oczywiście się zgodziliśmy, a na nasz występ przygotowaliśmy wspólne solo. Było to świetne doświadczenie, bo rzadko kiedy jest czas pograć i poćwiczyć na dwa zestawy. Chcemy w przyszłości zrobić więcej takich warsztatów.
Na festiwalu pojawiło się też grono fantastycznych perkusistów z Polski oraz z zagranicy. Najlepiej wspominam klimat, który był bardzo rodzinny. Agnieszka Trzeszczak oraz reszta ekipy odwaliła świetną robotę. Liczę na dalszy rozwój tego festiwalu.
WDF według Mariusza Mocarskiego ;-)…
Na Warsaw Drum Festival 2015 czekałem z niecierpliwością z wielu powodów; byłem pod wrażeniem całego pomysłu, tego, ilu wspaniałych bębniarzy na tą imprezę zawita, no i w końcu ja sam musiałem jakoś dać radę wśród gąszcza tych wybitnych perkusistów…
Do tego miałem wrażenie, że może to być wyśmienity moment do zintegrowania ogromnej ilości warszawskich drummerów. Jak się okazało, nie myliłem się…..
Już od początku widziałem, że cała Ekipa organizacyjna pracuje perfekcyjnie. Koordynacja warsztatów/koncertów w dwóch salach, panele dyskusyjne, wystawa, przygotowywanie sprzętu, „dopieszczanie” artystów, wszystko to realizowane było na najwyższym światowym poziomie i do tego jeszcze w przesympatycznej atmosferze!
Pomysł z uruchomieniem dwóch sal – genialny! W mniejszej (Hybrydy) można było uczestniczyć w zajęciach warsztatowych, gdzie bębniarze odsłaniali tajniki swojego warsztatu i koncepcji gry. W większej (Palladium) podziwialiśmy już użycie tych wszystkich składników w gotowej miksturze, jaką był w większości przypadków powalający wszystkich z nóg show.
Wieczorne koncerty – rewelacja! Po całym dniu przebywania wśród bębniarzy dobrze było zobaczyć, że na świecie istnieją też np. basiści czy klawiszowcy…dzięki Bogu:-) Poziom bandów, bębniarzy w nich grających, nagłośnienia, oświetlenia był imponujący.
Moje nadzieje na integrację warszawskiego środowiska bębniarskiego również ziściły się.
Wcześniej wydawało mi się, że okazje typu Festiwal w Opolu czy w Sopocie to najlepsza okazja do spotkania wielu kolegów bębniarzy w jednym miejscu i czasie. Od września tego roku wiem, że WDF przebija to wielokrotnie, biorąc pod uwagę możliwości konwersacji z kolegami reprezentującymi bandy (jazz czy death metal), które raczej na mainstreamowych Festivalach nie wystąpią 🙂
No i do tego wisienki na torcie typu Matt Garstka czy Gergo Borlai….
Myślę, że wszyscy, razem z organizatorami, artystami, publicznością, wystawcami stworzyliśmy taką festivalową rodzinkę, która już się nie może doczekać następnego spotkania…..
Agnieszka Trzeszak po sukcesach organizacyjnych warszawskich Campów Thomasa Langa i Benny Greba postawiła już tylko kropkę nad i Warsaw Drum Festivalem 2015.
Aż boję się pomyśleć, co Ona jeszcze planuje :-)…
Tomasz Zachara – emocjonalnie o WDF ;-)…
Jako uczestnik konkursu i później pomoc organizacyjna miałem przyjemność oglądać festiwal z nieco innej strony niż osoby, które przybyły na to niezwykłe wydarzenie. Event nie był jedynie przyjemną odskocznią od życia codziennego, ale także dużym wyzwaniem i jak się po wszystkim okazało – zdarzeniem, które zmieniło moje myślenie o perkusji. Możliwość poznania zawodowych muzyków, ich historii i podejścia do tego pięknego instrumentu tchnęło we mnie entuzjazm towarzyszący mi ostatnio, gdy pierwszy raz usiadłem za zestawem.
Dla konkursowiczów pierwszy dzień festiwalu zaczął się dużo wcześniej. Zostaliśmy wezwani na eliminacje, na których po raz kolejny, po filmiku konkursowym, musieliśmy pokazać co potrafimy. Sytuacja może wydawać się prosta, ale występowanie na żywo przed zawodowymi perkusistami, którzy wykryją każdą pomyłkę, potrafi podnieść ciśnienie. Na szczęście atmosfera była bardzo przyjazna, dzięki czemu stres był znośny.
Prawdziwy festiwal rozpoczął się dla mnie o 15:30, gdy na dwóch scenach rozpoczęły się pokazy. Możliwość oglądania swoich mistrzów z bliska, zadawania im pytań i czerpania z ich potężnych zasobów wiedzy jest tylko jednym z aspektów tego typu wydarzeń. Przynajmniej dla mnie. Dużo ważniejsze jest dla mnie poznanie takich osób jako ludzi. Po tylu latach grania zauważyłem zależność w byciu niezwykłym muzykiem i osobą. Obie cechy wymagają wrażliwości i umiejętności słuchania. I obu nie umiem opisać słowami. Pamiętam jednak uczucie, które towarzyszyło mi podczas występów Tomka Mądzielewskiego, Gergo Borlai’a, Matt’a Garstki, Maćka Gołyźniaka… w zasadzie wszystkich muzyków, których można było spotkać na festiwalu. Nazwijcie mnie demagogiem, ale słuchając ich na żywo, potrafiłem wyczuć towarzyszące im emocje, przez co występy zadziałały na mnie dużo mocniej niż słuchanie nagrań, na których teoretycznie mogłem znaleźć to samo. Zawsze jednak oglądam filmiki na youtubie z pewnym niedowierzaniem, bo wiem, jak wiele rzeczy można podkolorować przy użyciu współczesnej techniki. Festiwal udowodnił mi, że Ci ludzie naprawdę tak grają i naprawdę muszę wziąć się do roboty.
Bycie pomocnikiem organizacyjnym, oprócz możliwości rozstawienia kilku zestawów, co wciąż sprawia mi dziecięcą frajdę, niosło ze sobą jeszcze jeden plus. Możliwość obcowania z moimi zagranicznymi mistrzami – Mattem Garstką i Gergo Borlaiem. Obcowanie to chyba zbyt delikatne słowo, bo z ręką na sercu mogę powiedzieć, że bardzo się polubiliśmy. I zupełnie nie miało to charakteru Mistrz – uczeń czy Idol – fan. Do tego stopnia, że po festiwalu skoczyliśmy do baru, żeby pogadać na tematy niekoniecznie związane z perkusją.
Warsaw Drum Festiwal, oprócz występu Poluzjantów, zakończył się dla mnie prywatną lekcją z Gergo Borlaiem. Szedłem na nią z przekonaniem, że wiem, co mam ćwiczyć i ewentualnie otrzymam kilka wskazówek, w jakim kierunku powinienem iść… Większość lekcji przegadaliśmy na temat techniki moich rąk – co jest ok, co trzeba poprawić itd. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, ale powiem to, co zrobiło na mnie największe wrażenie. Pokazałem Gergo jak ćwiczę Mollera, usłyszałem „olej to, szkoda czasu”, Gladstone -„jak lubisz…”. Technika jego zdaniem to umiejętność rozpoznania, co robimy źle. Jeżeli czujesz ból taki jak po siłowni – wszystko jest ok. Jeżeli czujesz ból z powodu złej techniki, musisz coś zmienić. Szkoda czasu i energii na dorabianie filozofii do grania na bębnach. W gruncie rzeczy chodzi o przekazanie emocji i energii za pomocą instrumentu. Wszystko pomiędzy ma to jedynie ułatwić. Więc jeżeli możesz pokazać siebie, trzymając pałki nogami, tak trzymaj!
Wiem, że moja relacja ma bardzo sentymentalny charakter, ale oddaje moje odczucia po festiwalu. Nie ma takiej możliwości, żebym przez trzy dni stał się dużo lepszym technicznie muzykiem, jedyne, co mogłem stamtąd wynieść, to bagaż przemyśleń i doświadczeń, którymi się z Wami dzielę. Perkusja to bardzo ważny element mojego życia, niemal wszystkie emocje odreagowuję właśnie na niej. Dzięki niej poznałem i wciąż poznaję wspaniałych ludzi. Najbliższym przykładem jest autor bloga, na którym pojawi się ten materiał – Paweł Larysz, którego nazywam moim perkusyjnym bratem. Nie mogę doczekać się kolejnych edycji festiwalu, bo czuję, że będą miały jeszcze większe pierdolnięcie. Organizatorom dziękuję i gratuluję. Wszystkich muzyków zapraszam za rok, bo naprawdę warto!!!
Karol Karaśkiewicz – młoda krew o WDF ;-)…
Warsaw Drum Festival trwał od 4 do 6 września. Od razu napiszę, że to był niesamowity Festival Perkusyjny, w którym brałem udział jako wolontariusz, ale nie byłem sam :-), bo grupa wolontariuszy liczyła szczęśliwą trzynastke :-)… Wracam do opisu, będąc członkiem grupy wolontaryjnej, miałem możliwość zobaczyć, jak przebiegał każdy z trzech dni festivalu np. soundcheck, rozstawianie bębnów, przenoszenie sprzętu, pomoc artystom, koncerty.
Festival może pochwalić się dużą ilością warsztatów, paneli perkusynych które poruszały ciekawe tematy, m.in. edukacja w Polsce i za granicą, praca w studio, studio, sekcja w zespole i wiele innych ciekawych tematów.
Na głównym holu była część dla wystawców perkusyjnych, właścicieli sklepów perkusyjnych, z którymi można było porozmawiać na przykład na temat sprzętu. Przez trzy dni każdego wieczoru odbywał sie koncert kończący jeden z trzech dni festivalu. Głównymi zespołami, które kończyły dni były: w piątek Coma z Adamem Marszałkowskim na bębnach, w sobotę Sorry Boys z Maćkiem Gołyźniakiem oraz w niedzielę na koncercie finałowym zagrał zespół Poluzjanci z Robertem Lutym.
Podsumowując, trzy dni spędzone z super ludźmi, którzy mają zajawkę na bębny i kochają to, co robią. Trzy dni, podczas których miałem okazje poznać ciekawych ludzi mających pasje do grania, jak na przykład Bucket Guys – pozdrawiam Panowie! Polecam sprawdzić też pozostałych perkusistów z festivalu, których niestety nie dam rady wypisać, bo pewnie nie starczyłoby miejsca, ale również pozdrawiam! ;-)… Mam nadzieję, że druga edycja odbędzie sie za rok! Spotkamy się ponownie, ale z większą ilością uczestników niż w pierwszej edycji.
Przygotował: Paweł Larysz
Zdjęcia: archiwum Facebook oraz Warsaw Drum Festival