Nie ma idealnych sytuacji w życiu, ale są takie, które zmieniają nasze życie na zawsze i już nigdy nie będzie tak samo… Mnóstwo ludzi spotykamy w codziennym biegu, ale nie będzie nam dane poznać wszystkich, ba, większość z nich nigdy nie poznamy. Niektórzy odchodzą zbyt szybko i dlatego też nie zdążymy podać im ręki… Jednym z nich był Jeff Porcaro – gdyby żył i poznał Tomka, byłby z niego dumny, a nawet staliby się najlepszymi przyjaciółmi, dlatego że Tomasz jest fanem Jeffa, natomiast Jeff uwielbiał naturalność, którą posiada Tomek. Połączyłaby ich skromność, pokora, kultura i klasa, którą reprezentował Jeff, a którą kontynuuje do dziś Tomek. Mimo podobieństw każdy z nich jest jedyny w swoim rodzaju i to jest piękne. Ameryka jest dumna, że miała Jeffa Porcaro, a Polska powinna być dumna, że ma Tomasza Łosowskiego, i mam nadzieję, że tak jest. Tomasz jest jednym z tych perkusistów, którzy wprowadzili polskie granie na światowe rynki. Można o nim pisać książki i opowiadać w nieskończoność niesamowite historie. Kiedy miał 18 lat, uzyskał stypendium do Berklee, ale z niego nie skorzystał. Kocha Polskę i jest dumny, że jest Polakiem. Nie będę więcej pisał… On sam opowie wam, jak to się zaczęło…
Na początku był fortepian, a później bębny, dlaczego?
Mój ojciec, zapisując mnie kiedyś do szkoły muzycznej, zdecydował, że moim podstawowym instrumentem będzie fortepian (do wyboru były skrzypce lub fortepian). Inna sprawa, że w wieku 7 lat dzieci nie uczą się w szkołach klasycznych grać na perkusji. Naukę na tym instrumencie zaczyna się w wieku kilkunastu lat. Myślę, że jest to też związane ze wzrostem. W klasycznych szkołach muzycznych może być problem, aby siedmioletnie dziecko dosięgało do ksylofonu, marimby czy kotłów symfonicznych. Trochę inaczej sprawa się ma z zestawem, ale w tych szkołach, w tamtych czasach, zestawów raczej nie było… Zresztą bardzo się cieszę, że gram na fortepianie, klawiszach. Bardzo cenię te instrumenty – dzięki nim mogę komponować muzykę.
Pochodzisz z uzdolnionej artystycznie rodziny, jesteś synem Sławomira Łosowskiego, wyśmienitego muzyka i założyciela grupy Kombi. Czy to on był twoją inspiracją do wejścia w muzyczny świat?
Ojciec odegrał bardzo ważną rolę w moim muzycznym życiu. Poza nim oczywiście było wielu innych wspaniałych muzyków. Mam to szczęście, że mogę grać ambitne utwory z wieloma wspaniałymi muzykami. Każdy dobry muzyk w moim życiu to kolejny krok do rozwoju.
Kiedy raczkowałeś, w Polsce były ciężkie czasy dal muzyki. Zastanawiam się, jak wtedy zdobywałeś materiały, które pomagały się Tobie rozwijać?
Mój ojciec, pomimo żelaznej kurtyny, wyjeżdżał na „zachód” i przywoził mi materiały. Miałem to wielkie szczęście.
Twoją pierwszą szkołą na perkusję, którą zdobyłeś, była…?
Steve Gadd – „In Session” i Steve Gadd „Up Close”. Są to genialne szkoły. Obecnie na łamach magazynu „Perkusista” prowadzę nowy cykl, w którym staram się bardzo rzetelnie analizować różne szkoły. W styczniowym i lutowym numerze omawiam właśnie te dwie. Powiem Ci, że wszystko, o czym tam mówi Steve Gadd, jest aktualne do dziś!
Debiutowałeś w 1991 roku na jubileuszowym koncercie 15-lecia Kombi. Pamiętasz jeszcze to uczucie przed tak wielką publicznością?
Byłem bardzo młody i odczuwałem dość dużą tremę. Towarzyszyło mi też wielkie podekscytowanie. Patrząc na ten zespół z perspektywy czasu, dochodzę do takiego wniosku – wielki smutek i żal z powodu pseudo – reaktywacji.
Nazwa tego zespołu została przywłaszczona przez ludzi bez poczucia przyzwoitości. Dopisano dla niepoznaki drugie „i” . Był to chytry zabieg, bo w ten sposób zmienioną nazwę wymawia się tak samo jak starą. Ludzie, którzy nie znają historii prawdziwego Kombi, kojarzą ten zespół tylko z falsyfikatem pisanym przez dwa „ii” i grającym już zupełnie inną muzykę, na zupełnie innym poziomie…
Mój ojciec nigdy nie tworzył muzyki dla kasy, nie grał kiczu, a to, co komponował (bardzo dużo muzyki instrumentalnej oraz wokalnej), zawsze charakteryzowało się pełnym profesjonalizmem muzycznym i świetnym brzmieniem.
Jego ex -koledzy zniszczyli brzmienie i legendę tego zespołu. My z mozołem próbujemy to odbudowywać. Łatwo nie jest, bo jesteśmy, póki co, skutecznie blokowani przez wpływowe media.
Na szczęście prawda o historii grupy Kombi powoli wychodzi na jaw. Coraz więcej osób dowiaduje się o tym, co się stało przy tzw. „reaktywacji zespołu” i przeciera oczy ze zdumienia. Odkrywa, że są dwa zespoły, z których jeden jest prawdziwy, a drugi falsyfikatem pisanym przed dwa „i”. Wchodząc na naszą stronę można zapoznać się z prawdziwą historią zespołu: http://kombi.pl/historia/
Obecnie nagrywamy nową płytę, na której będzie sporo ciekawych utworów. Czas pokaże. Mam nadzieję, że w mediach też się w końcu coś zmieni i będzie można nas usłyszeć.
W ciągu kolejnych 20 lat, zrealizowałeś bardzo dużo ciekawych projektów takich jak, Kombi, Orange Trane, Squad, PiR2, Quartado i mnóstwo sesyjnych nagrań. Jesteś zadowolony z tego, co udało ci się zrealizować dotychczas?
Z niektórych projektów tak, z innych nie. Są nagrania oraz ludzie, do których po latach czuję sentyment. Z kolei są też takie płyty czy też zespoły, do których nie chciałbym się przyznawać. Jestem zadowolony z ostatnich płyt – np. z Quartado, Orange Trane Acoustic Trio. Włożyłem w te płyty mnóstwo czasu i co ważne, miałem realny wpływ na ich brzmienie. Grałem w różnych projektach i bywało, że niezbyt liczono się tam z moim zdaniem. Utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, odchodząc z niektórych składów. Jeżeli czujesz, że ludzie lub jakiś skład, w którym grasz, cię męczy, ogranicza – nie ma na co czekać. Trzeba się pożegnać. Często taka decyzja inspiruje do zrobienia całkiem nowych rzeczy w muzyce. Determinacja może dać ci siłę – jak cię pchną, abyś upadł, to się nie przewrócisz, tylko zrobisz krok do przodu.
Co teraz porabiasz i jakie są kolejne twoje marzenia, plany muzyczne?
Właśnie kilka dni temu skończyłem nagrywać nowy jazzowy projekt z Piotrem Lemańczykiem i Szymonem Łukowskim. Jest to ciekawe trio – bębny, kontrabas i saksofon altowy. Nie ma tu instrumentu harmonicznego. Jest to nawiązanie do nowego tria saksofonisty Steve Lehmana. Piotrek był niedawno na jego koncercie i odpadł (śmiech). Skomponował nowy materiał i postanowiliśmy to nagrać. Następnie (już niebawem) wchodzę do studia i nagrywamy nową płytę Kombi. Nagram też bębny na swoją płytę solową. Ciągle to odkładam, ale chcę teraz wykorzystać sytuację, kiedy mój instrument będzie omikrofonowany w studio do nagrań Kombi. Skomponowałem dziesięć nowych utworów. Stylistyka podobna jak na C.V.
Próbki można posłuchać na You Tube- https://www.youtube.com/watch?v=FLUJTOXJty8
Kolejny projekt to zespół Quartado http://quartado.eu/, który również będzie nagrywał w tym roku nową płytę – tym razem z wokalistą. Mamy już materiał oraz bardzo dobrego wokalistę. Wszystko jest w fazie wstępnych przygotowań. Komponowane są utwory, pisane teksty… Rok temu nagraliśmy płytę fusion. Chcemy zmienić nieco formułę, ponieważ zależy nam na dotarciu do szerszych grup społecznych 🙂
Następny bardzo świeży projekt, to dość elitarny, kwartet jazzowy (cieszę się, że mogę grać w takim towarzystwie) – Cezary Paciorek, Maciej Sikała, Piotr Lemańczyk i ja. Mamy za sobą już pierwszy koncert. Również w tym roku nagramy płytę.
Został zespół Orange Trane http://www.orangetrane.pl/. Mamy pomysł na nową płytę z udziałem gościa specjalnego. Póki co – wszystko jest w fazie przygotowawczej – dlatego na razie nie mogę nic więcej powiedzieć.
Oprócz tego jak zwykle będę prowadził warsztaty, workshopy – wszędzie tam, gdzie tylko mnie zaproszą. 7 lutego mam warsztaty w Lęborku. Wraz z Drum School przymierzamy się do zrobienia trzeciej, wiosennej edycji warsztatów w Łodzi, prowadzę rozmowy o warsztatach w Białymstoku oraz w Nowym Sączu. Tych miejsc jest więcej, ale niektóre rozmowy są na wstępnym etapie.
Moje warsztaty prowadzę w dwóch wariantach – tylko dla perkusistów lub też dla całych zespołów (np. w domach kultury, sklepach, szkołach muzycznych, klubach). Organizacja warsztatów to ruch oddolny. Sporo inicjatywy muszą wykazać pasjonaci, uczniowie i wszyscy ci, którzy byliby zainteresowani, abym przyjechał i z nimi popracował. Jeśli macie pomysły w tej sprawie – śmiało do mnie piszcie. Przyjadę i popracujemy.
Od wydania pierwszej szkoły video minęło już dużo czasu. Kiedy kolejna?
Była kolejna – w odcinkach (dołączona do magazynu „Perkusista”). Obecnie jest następna moja odsłona w tym piśmie, w wersji audio z nutami. Mam też wiele innych pomysłów. Inna sprawa – mamy takie czasy, że trochę nie opłaca mi się wydawać nowej szkoły. Ilość czasu oraz pieniędzy włożonych w całą produkcję może okazać się nieadekwatna – szczerze mówiąc, boję się, czy w ogóle wyszedłbym przynajmniej na zero (pomijam już zarobek). Jestem odpowiedzialny za moją rodzinę i wszystkie moje projekty muzyczne muszę podporządkowywać jej utrzymaniu. Staram się robić ambitne rzeczy, ale musi być w tym ekonomia.
Jesteś sesyjnym muzykiem, ale prowadzisz też warsztaty perkusyjne na terenie całego kraju. Jak oceniasz całokształt warsztatów perkusyjnych, które organizujesz – zainteresowanie, organizacja, ludzi, których uczysz?
Muzyk sesyjny to za duże słowo, jak na ograniczone warunki naszego dość karłowatego rynku muzycznego. Druga sprawa – ja nie organizuję warsztatów, tylko zapraszają mnie na nie ludzie, którzy chcą coś takiego zrobić. Jest to ruch oddolny. Muszą pojawić się pasjonaci, młodzi perkusiści (często synowie z ojcami), którzy mają chęć, abym przyjechał i poprowadził takie warsztaty. Prowadzę je w dwóch wariantach – jako perkusyjne (tylko dla perkusistów) oraz dla całych zespołów (w formie próby np. na dużej scenie). Przy organizacji warsztatów ludzie ci muszą wyszukać lokalne domy kultury czy też sklepy lub szkoły muzyczne. Może być też jakiś klub muzyczny. Przekierowują dyrektorów tych placówek do mnie, a ja potem rozmawiam już bezpośrednio o warunkach i organizacji.
W ostatnich latach zauważyłem dość słabe zjawisko u młodych ludzi – brak wizji i pomysłu na siebie, brak pasji i chęci do nauki. Wielu tych ludzi chciałoby mieć podane wszystko na tacy i nie chcą wkładać w swój rozwój prawie żadnego wysiłku. To jest absolutne zaprzeczeniem mojego myślenia …ale może jestem z innego pokolenia. Narzekają, że nie mają czasu, a siedzą godzinami na Facebooku. Mówią, że nie stać ich na wydanie 100 zł na lekcję czy na warsztaty – a chętnie pójdą np. do kina na premierę jakiegoś filmu… Finalnie – obserwuję, że wkradł się jakiś marazm. Oczywiście są też jaśniejsze punkty. Pojawiają się ludzie, którym zależy, jest też pewna, dość wąska grupa ludzi, którzy są nadzieją polskiej perkusji i muzyki w ogóle.
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, żeby spróbować swoich sił np. w USA, zrobić tam karierę, czy nigdy nie czułeś takiej potrzeby wyjechania za ocean?
Ja dostałem stypendium do Berklee. Niestety stypendium to nie pokryło całości kosztów, które były wtedy dla nas bardzo duże. Poza tym, byłem 18-letnim młokosem i nie czułem się mentalnie i językowo gotowy na to, aby jechać i żyć samotnie tak daleko.
Inna sprawa – nie mam obywatelstwa amerykańskiego, tak więc mimo chęci, nie grozi mi zrobienie tam kariery. Amerykanie mają bardzo obostrzone prawo pod tym względem wobec obcokrajowców. Po prostu przez to chronią miejsca pracy dla swoich muzyków. Pomijam, jaki panuje u nich częsty stereotyp o Polakach… Mój ojciec wielokrotnie bywał w Stanach i mógł na własne oczy zobaczyć te „mechanizmy”.
W drugą stronę, to co innego – ich muzycy przyjeżdżają do nas i zabierają nam pracę . Fajnie pójść np. w Elblągu na jazzowy koncert Amerykanów, ale od naszej strony (polskich muzyków) wygląda to tak, że przyjedzie np. Eric Marienthal, zrobi trasę po polskich klubach, wyczyści je z nominałów, a my musimy potem się gimnastykować, aby zagrać.
Poza tym, jestem patriotą i nie ciągnie mnie do innego kraju. Cieszę się, że żyję w Polsce, bo tu jest moja ojczyzna, mój dom, moja rodzina i moje miejsce. Ludzie, którzy wracali po latach z sowieckich łagrów, całowali na granicy ze wzruszeniem polską ziemię. Tysiące ludzi – często młodych – oddało swoje życie za to, aby była Polska, abyśmy my teraz mieli swój kraj. Pytanie – jak wszyscy wyjadą, kto tu zostanie? Niemcy? Rosjanie?
Prowadzisz wykłady w magazynie Perkusista, gdzie ukazują się twoje audio-video lekcje. Myślałeś o tym, żeby złożyć to w całość i wydać DVD?
Myślałem, ale nie mogę sam tego zrobić bez porozumienia z magazynem Perkusista. Mam to na uwadze i prowadzę rozmowy na ten temat.
Zostałeś zaproszony na Zildjian Day 2014, który odbył się w tym roku i po raz pierwszy w Polsce. Jak oceniasz tą imprezę, publiczność i swój występ, do którego na pewno długo się przygotowywałeś?
Wszystko wypadło bardzo dobrze. Myślę, że ludzie z Ada Music (nasi dystrybutorzy blach Zildjiana) byli bardzo zadowoleni. Mówiąc za siebie – zrobiłem wszystko, co mogłem, aby zagrać najlepiej jak potrafię. Zrobiłem też taki eksperyment, że wyłączyłem clock i grałem po prostu z podkładem z drumfila – tak jakbym grał z żywymi ludźmi. Ćwiczę to od dłuższego czasu i wydaje mi się, że zagrałem dość precyzyjnie. Publiczność dopisała – cała sala była pełna. Lubię grać, kiedy jest dużo ludzi. Jest to dla mnie szalenie motywujące i inspirujące.
Od 2005 roku, grasz na bębnach Drum Workshop. Jesteś zadowolony z marki DW i współpracy z firmą PMI?
Na bębnach DW gram dłużej. Pierwszy zestaw miałem jeszcze pod koniec XX wieku.
Różnie to z tymi zestawami u mnie było.
Obecnie jestem przede wszystkim zadowolony ze współpracy z Krystianem Czarneckim (PMI), który przez ostatnie lata robił wszystko, abym był w pełni usatysfakcjonowany. Wielokrotnie mi pomógł w różnych kwestiach. Zna dobrze Amerykanów oraz ich często inną od naszej mentalność … walczy bardzo o nasze sprawy. Cieszę się też, że bardzo dobrze ułożyła mi się współpraca z Kasią Pękalą, która jest odpowiedzialna za kontakty z artystami w firmie Ada Music (Zildjian).
Co jest dla ciebie najistotniejsze w graniu na perkusji, na co szczególnie zwracasz uwagę?
Jest wiele istotnych elementów. Najważniejsze dla perkusisty wg mnie jest bycie wrażliwym i muzykalnym. Trzeba też pracować nad timem. Time, czyli wewnętrzny zegar, to podstawa. Trzeba też być bardzo pewnym siebie (grać z ekspresją). Liczą się też różne techniki (rąk, nóg, koordynacja). Bardzo ważne są groovy… Generalnie – mamy tu bardzo dużą ilość czynników. Niezmiernie istotne jest, jakim jesteś człowiekiem (w pracy – np. w zespole). Czy jesteś kontaktowy, uprzejmy czy też gburowaty, wybuchowy… wszyscy musimy pracować nad swoim charakterem (to jest często trudniejsze niż ćwiczenie na bębnach) (śmiech).
Jaki twoim zdaniem mamy poziom perkusyjny w Polsce, możemy być dumni z polskiego perkusyjnego świata?
Uff… to jest ciężki temat. Na pewno próbujemy gonić świat. Z pomocą przyszła nam technika w postaci Internetu, youtuba… możemy posłuchać najnowszej muzyki, zobaczyć najnowsze szkoły. Największy problem mamy z genetyką, z małą ilością wybitnych pedagogów czy muzyków, z którymi można by było tutaj pograć, zakładać składy, uczyć się od nich… Przykładowo – gdyby 10% naszych muzyków miało czarny kolor skóry (przyjechało z Kamerunu i dostało polskie obywatelstwo), byłoby ciekawie. Zmierzam do tego, że nie ma nas często kto kopnąć w zad. Dlatego często robimy małe postępy w graniu. Nie jesteśmy w stanie przeskoczyć sami siebie. Idziemy na próbę, a tam gitarzyści potrafią tylko 4 akordy… Basista umie tylko bluesa, a bębniarz kilka rockowych beatów… smutek. Trzeba moim zdaniem brutalnie rozszerzać wiedzę oraz znajomość różnych stylistyk. Trzeba słuchać też nowych, światowych trendów w muzyce. Perkusiści MUSZĄ też umieć grać na „i”, shuffle, hip hop, jungle, rytmy Afrykańskie, afro kubańskie (wiedzieć co to jest clave, bajao, salsa, songo). Muszą mieć podstawy swingu oraz fajnie, jak będą umieć czasami zagrać coś na dwie stopy, czy zagrać gospel chopsa. Warto umieć też czytać kwity, grać w podstawowym zakresie na jakimś instrumencie melodycznym… W dzisiejszych czasach trzeba wiele rzeczy umieć grać, mieć szerokie spektrum.
Domyślam się, że jesteś bardzo zapracowanym perkusistą. Czy mimo to, starasz się ćwiczysz codziennie czy wtedy, kiedy masz czas między koncertami, nagraniami?
Chcąc czy nie chcąc, muszę mieć codziennie kontakt z instrumentem – to jest mój zawód. Utrzymuję też z mego muzykowania swoją rodzinę. Muszę być odpowiedzialny. Nie mogę dawać sobie na luz. Raz nie grałem przez dwa tygodnie, a potem zagrałem koncert… było słabo. Ręce po trzech utworach miałem sztywne i ciężkie jak z ołowiu. Pewne grupy mięśni po prostu przestają pracować. Jeżeli nie mogę grać na bębnach (bo np. gdzieś wyjeżdżam) to zabieram pada, itp.
Proszę, odpowiedz młodym miłośnikom perkusji, na jedno bardzo ważne pytanie. Czy trzeba ćwiczyć codziennie, żeby dojść na szczyt?
Nie tyle trzeba, co warto. Nie ma jednej odpowiedzi. Droga każdego człowieka jest inna. O wejściu na szczyt nie decyduje tylko samo granie. Ćwicząc codziennie i intensywnie może się okazać, że jesteś bardzo do przodu z swoim graniem… czyli masz już 40% – 50% szans. Następne 50%, albo może i więcej daje to, jakim jesteś człowiekiem, jak współpracujesz z innymi, czy jesteś na właściwym miejscu o właściwym czasie, czy jesteś dobrym menagerem samego siebie, czy masz wizję i pomysł na siebie, czy jesteś kreatywny, czy dbasz o swój wizerunek, nawet wygląd … jest wiele aspektów tej układanki.
Zbliżając się ku końcu, muszę zapytać, bo zżera mnie ciekawość, jak zaczęła się twoja miłość do zespołu TOTO?
W 1982 roku pierwszy raz usłyszałem Toto. Ojciec przywiózł ich nagrania na kasecie…Zapytałem, co to za kapela – kto tak świetni gra? On powiedział, że tak grają Amerykanie i że zespół ten nazywa się Toto. Wow! Pomyślałem sobie – to chyba jacyś muzyczni herosi… tak świetnie grają… w istocie tak było. Miałem wtedy 9 lat. Kolejne płyty i gra Jeffa coraz bardziej mnie rozwalały. Tak było aż do ostatniej płyty, jaką nagrał w życiu – Kingdom of Desire. Już po jego śmierci gromadziłem różne sesje z jego udziałem. Otwierał się przede mną jego świat. Jeff dotykał muzyki z wielkim sercem, wyobraźnią i miał w sobie tą iskrę Bożą (olbrzymią ilość talentów). Nie chodzi mi tu tylko o jego piękną grę na perkusji. Był prawdziwym artystą przez wielkie „A”. Komponował muzykę, pisał teksty, malował obrazy… Ponoć sam Miles Davis będąc u niego w domu, poprosił, aby Jeff zdjął i podarował mu jakiś swój obraz (który wisiał na ścianie). Ponadto Jeff kochał ludzi… jedyny smutny fakt – tak myślę – był przepracowany i nie dbał o swoje zdrowie. Strasznie dużo palił, a przecież odkryto potem, że miał poważnie chore serce…
Jeff Porcaro był wspaniałym artystą i jak mówią jego przyjaciele, bardzo miłym i skromnym człowiekiem. Czy udało się Tobie kiedyś z nim spotkać?
Miał w sobie wielką klasę. To mówią wszyscy ci, którzy się z nim zetknęli.
Był zaprzeczeniem prostactwa, pychy i chamstwa. Niestety nie spotkałem go za życia. Pogadam sobie z nim na tamtym świecie 😉
Czy TOTO, to jedna z twoich największych inspiracji muzycznych?
Bardzo ważna, ale na pewno nie jedyna. Gdybym zaczął wymieniać – zapełniłbym pewnie maczkiem kartkę A4. Często jest to tak, że kupujesz płytę jakiegoś muzyka, słuchasz, patrzysz, jacy inni muzycy tam grają, potem kupujesz ich płyty – tworzy się taki łańcuch inspirujących rzeczy.
Życzę powodzenia z nowymi projektami i odkrywania nowych horyzontów muzycznych!
Dziękuję i pozdrawiam.
Zdjęcia: Archiwum Tomasz Łosowski
Tekst: Paweł 'Mr Sticky’ Larysz
www.kombi.pl
www.tomasz.losowski.pl